Wstrzasajace.
Jak zaplanowalismy tak zrobilismy, zgarnelismy sporo cennych rzeczy, uszlo nam na sucho.
Teraz znowu bylismy bez kasy, rok juz minal od napadu, cicho sie zrobilo, padla propozycja aby wyczyn powtorzyc. Co wiecej celem zostal ten sam dom. Wylosowalem stanie "na czatach", moi dwaj kompani weszli do srodka i zaczeli pakowac wszystko do workow. Zaalarmowany jakims szmerem uprzedzilem znajomkow o potencjalnym niebezpieczenstwie, zadecydowalismy, ze nie ma sensu ryzykowac dluzej (wzieli juz wystarczajaco) i zaczelismy uciekac. Udalo sie. Poszlismy do naszej bazy, gdzie spotkalismy sie z paroma ludzmi ze srodowiska, od razu sprzedana zostala wieksza czesc towaru. Potem siedzimy sobie wylajtowani i ogladamy TV. A tu w wiadomosciach podaja, ze nastapil drugi w przeciagu roku atak na dom pani Takiej_a_takiej, ze Policja ostro wziela sie za dochodzenie, ze udalo im sie znalezc jakies polaczenie wreszcze ze znalezionymi rok temu na miejscu zbrodni zetonami (cooooo?!?!?), i ze podejrzanymi jest grupa trzech mlodziencow, i tu nasze nazwiska. Poploch, panika, horror. Uciekamy z miasta. Rozdzielamy sie. Ja biore od kogos motor i zaczynam uciekac. Goni mnie rodzina samochodem. Czesc z nich spaceruje (!!!) i jakos udaje im sie pare razy przeciac mi droge. Uciekam w gore ulicy, przy wylocie z miasta, w kierunku lasu. Tam cos sie dzieje, nie pamietam dokladnie, wiem ze potem budze sie z bolaca glowa w moim domu, ze wzrokiem ojca utkwionym we mnie. Czestuje mnie papierosem. Pyta sie: Synu, czemu?!?!
Dzisiaj rano obudzilem sie BARDZO nieswoj... brrr... OCB?