into the void
natomiast jesli bonusa nie bedzie, to troche lipa, bo w sumie pensja bedzie mniej wiecej taka jaka mialem jako sprzatacz. i to wkurwia. bo taki jeden pracujac w tubach zarabia wiecej. no ale coz, ja przynajmniej nie mam obrazen fizycznych :D ale mysle nad druga praca.. bo 6 godzin dziennie to lajtowo mozna druga prace na part-time'a zalapac. tzn. nawet wiecej niz mysle, juz jeden interview mialem, tez na tossera (tsr - telesales representative, a to slowo przed nawiasem to nie chce mi sie tlumaczyc, hehe, zreszta pewnie ktos :> nie omieszka mnie wyreczyc w komentarzach) pol etatu na zmiane poranna, nawet mi dobrze poszlo, tak sobie myslalem, no ale niestety sie nie udalo. ale mowili mi, ze glownie chca ludzi na druga popoludniowa zmiane, heh, wiec moglem sie spodziewac. no ale powoli do przodu, jakos cos znajde predzej czy pozniej mysle.
co poza tym
wprowadzily sie nam pietro nizej do budynku (bo mieszkamy w domku z dwoma mieszkaniami w sumie, my na gorze, ktos na dole :) ) dwie studentki. Kelly i Amy. Kelly sympatyczna i bardziej bezposrednia. co z tego jak nic specjalnego :( natomiast Amy juz naprawde moze sie podobac, dobra laska w sumie, ale troche bardziej niedostepna. nie dziwne, pfff... w ostatni piatek popilismy razem wszyscy u nas, potem nas zaprosily do klubu studenckiego ("eee, zaczynamy w poniedzialek na wydziale sztuki, id nam jeszcze nie wyrobili" LOL, hehe) i nawet bylo fajnie. dopoki nie zaczalem gwozdzia na stole przybijac, pfff... no ale coz... za szybko pilem wodke, zreszta sam tempo niepotrzebnie narzucilem. jebac. musielismy wracac do domu, po drodze zaliczylismy KFC, w miedzyczasie ziomy z ktorymi bylem gdzies mi sie zgubili i wrocilem sam do domu. kluczy nie wzialem i musialem Radka budzic, a on mial na rano w sobote do pracy bo nadgodziny trzaska... no coz, przeprosilem i poszedlem w kime. w ten piatek nastepna biba, tym razem laski u siebie robia, ponoc ma 30 osob byc (ale juz sie asekuruja ze pewnie 10 tylko przyjdzie hehe) no zobaczymy. szkoda ze tym razem ja bede w sobote pracowal, wiec se nie poszaleje zazbytnio. heh, bywa, moze i tak bedzie sympatycznie.
co poza tym... aaaa... hehe, pyty mnie dorwaly ostatnio. ograniczenie do 30 mil/h a ja jade 55... i jeszcze z balastem tak na oko 400 kilo, bo Bartka ze znajomymi z pracy odwozilem. jeszcze na domiar zlego szyby zaparowane (wieczor, padalo bodajze troche wczesniej, a tyle osob w samochodzie to ogrzewanie nie wyrabia) i dosyc pozno zauwazylem kukule.. ponoc dobre pareset metrow za mna jechali. no w kazdym razie gadka szmatka i, jaja, puscili mnie wolno. "verbal warning" tak zwane. zapisali se mnie do kajetu i jak dostane mandat za predkosc to mnie dojada. teraz musze przyznac jezdze juz troche wolniej.
chiba tyle z rzeczy wartych uwagi... aha.. Zoe nie przychodzi juz drugi tydzien do pracy. a fajna laska byla :( bardzo szkoda, raczej ja wyjebia za to, bo nie da sie do niej dodzwonic, nie wiadomo co jej. mam nadzieje ze wszystko ok.