Choć właściwie pasowałyby tu nieco dosadniejsze słowa. Iza należy do grupy ludzi, którą dobrze określa ludowe porzekadło „wyżej sra niż dupę ma”. Dość dobrze potrafię ocenić ludzi na podstawie pierwszego wrażenia. W przypadku Izy również się nie pomyliłem. Wystarczyło kilka zdań, żeby zauważyć jak się miota. Bo Iza nie lubi ludzi, którzy nie zgadzają się z jej poglądami i nie dają jej sobą manipulować. Próbując nawiązać inteligentną rozmowę (w ramach zachowań adaptacyjnych) wyraziłem swą opinię dotyczącą „marszu równości” w Poznaniu (byłem, widziałem, to chyba mogłem coś powiedzieć :D). Moja opinia była taka, iż należało wszystkim równo spuścić tzw. „wpierdol”. I lewicowcom i homosiom i tym zakapturzonym pojebom wznoszącym nazistowskie hasła. Tak też się stało, więc efekt równości został osiągnięty. Ale Iza stwierdziła, że jestem homofobem i moherowcem (bo chcę lać walczących o ogólnie pojętą równość) i dodatkowo pozerem ze względu na agresywną wypowiedź odnośnie "moich" Wszechpolaków, dresów i innych debili. Nie no, nie wytrzymam – ta kobieta jest chyba pojebana. Ale nie chodzi o Izę jako taką. Iza jest niepotrzebna, zbędna, nieistotna pod pewnym warunkiem. Niestety zbyt wiele kobiet, które poznałem ma taką Izę za przyjaciółkę. Straszną, opiniotwórczą Izę orbitującą wokół interesującej kobiety. Starasz się, klimat jest rewelacyjny, cały świat pachnie romansem, delikatnie gładzisz dłoniom jej przedramię, twoje usta stykają się z jej ustami,… aż tu z za fotela wychodzi Iza i pyta: „Słuchaj a ty właściwie to głosowałeś na Kaczyńskiego, czy na Tuska? A miałeś ty kiedy stosunek z mężczyzną? Nie? To dlaczego nie spróbujesz? Jak możesz twierdzić, że to jest nie dla ciebie skoro nie spróbowałeś?” I dobrze nawet nie zdążę sklecić odpowiedzi a Iza: ”Moher, moher – spierdalaj oszołomie do Rydzyka. Do bojówek młodzieży wszechpolskiej, do Giertycha wypierdalaj nietolerancyjna świnio.” A tak w ogóle, to o co chodzi? Zapytałem o co chodzi i usłyszałem: „Daj spokój… Iza jest specyficzna, trzeba ją traktować z przymrużeniem oka. A tak na mrginesie, ona ma trochę racji,...” Oż, kurwa. Robi się niebezpiecznie… „Iza nie jest taka zła. Właściwie to ta Iza całkiem dobra jest. Ona twardo broni swoich poglądów. Jest silną kobietą, taka współczesna Mata Hari, taka współczesna Matka Boska… Izo obrończyni uciśnionych, Izo matko zagubionych, Izo propagatorko równości – módl się za nami. Izo opiekunko świata, Izo tępicielko moheru – zmiłuj się nad nami. Izo dobrej myśli, Izo światłych poglądów – otocz nas opieką” Izo zjebie genetyczny – opuśc mój wszechświat.
Dziś była tzw. rozmowa biznesowa w tzw. przedsiębiorstwie państwowym po tzw. restrukturyzacji. W celu przedstawienia niekwestionowanych zalet informatycznego systemu zarządzania produkcją udałem się do pana dyrektora ds. inwestycji rozwoju i innych takich, niejakiego Kazimierza W. Pan dyrektor – morda czerwona, pazury brudne, opierdolony Oldspajsem (pół flachy chyba wylał), popsute zęby mocno śmierdzą z gęby… Tylko walonkami i waciakiem zastąpić garniak z Sunsetu i człowiek byłby sobą. Pełen PRL pomyślałem sobie, ale cóż - w pracy jestem. Gość kulturą chciał zarzucić na wejście i survivalem, więc zaproponował mi drinka. (Drinka w pracy – buraczysko jebane - profesjonaliści w pracy nie piją. Po pracy to co innego – w trupa na odstresowanie wódkę jakąś z myszy …). Odmówiłem grzecznie. Co za gość, co za postkomuna, w polakach skażonych PRL chyba już niewiele się zmieni.
„nie zmienili nic, tylko Żytnią na Belweder i Królewskie na Heineken…”
Pierwsze lody przełamane, więc zaczynam mu tłumaczyć co i jak z tym systemem. Cóż, niewiele kumał. - Panie, się zawsze robiło tak jak tera i dobrze było. Na cholere nam te systema ? - zapytał dociekliwie mój rozmówca. Pół godziny tłumaczeń poszło się, za przeproszeniem jebać. Ale twardym trzeba być. Wziąłem głęboki oddech… Asertywność + NLP + mowa ciała + pozytywne nastawienie + kanały komunikacyjne… i jadę znowu. Kurwa, przecież do tego gościa mógłby sam Chrystus przemawiać i nie dotarłby do tej zakutej pały. Dodałem jeszcze kilka zdań o marketingowym znaczeniu wdrożenia systemu i… - Panie, markietingu to mnie pan nie łucz, ja z markietingu jestem licencjatem. - słusznie zwrócił mi uwagę mój rozmówca. Istotnie pan dyrektor Kazimierz W. skończył studia licencjackie na kierunku Marketing i Zarządzanie w Wyższej Szkole Wszystkiego i Niczego. Niedopuszczalne było by dyrektor miał tylko średnie wykształcenie. A że „za starych dobrych czasów” pan dyrektor Kazimierz W. (znany wtedy powszechnie jako Kazek) był narzędziowym, to wykształcenie nie było mu potrzebne. Przyszedł Balcerowicz, to związki zaczęły obsadzać stanowiska swoimi ludźmi. Wymaganiem było jednak rozpoczęcie studiów i tak pan K.W. stał się „licencjatem”.
Ciężko było dalej, ale jakoś poszło. Po drinku :D, pan dyrektor podchwycił ideę i dostaliśmy zlecenie. Wdrożenie trwa 3-4 miesiące, czyli 3-4 miesiące kontaktów z panem Kazkiem. Czas zmieniać pracę.