... osiemnastka zaliczona. Tym razem to przyjaciolki przyjaciolki :) Heh. Impreza nieudana jakich malo, w knajpie ponoc byly jakies darmowe trunki, ale sie spoznilem. Osob w sumie moze 15, muzyka do niczego, zwal generalny. Jeszcze do tego bylem delikatnie rzecz ujmujac, zmeczony - polozylem sie spac w koncu o 7 nad ranem wczoraj, wstalem z przymusu 4 godziny pozniej. Ale, rzecz dziwna, po czterech piwach nic nie czulem. Znaczy sie trzezwy bylem. Dziwne zaiste, zwazywszy na moja "ekonomiczna posture" ;) Przykro mi jedynie z powodu przyjaciela, ktory przez cala impreze mial strasznego zwala. Moje podejrzenia zwiazane sa z poczynaniami jego bylej, tak naprawde uwazam, ze nigdy nie przestal cos do niej czuc. A byli razem na tej imprezie. Coz, pozostaje mi tylko zyczyc mu wytrwalosci i nie przejmowania sie takimi sprawami, jesli nic innego nie da sie zrobic. W knajpie spotkalem dalsza czesc osob, ktorym zostala przekazana informacja, czy to przeze mnie, czy przez osoby trzecie - o moim planowanym wyjezdzie. I tak z moich obserwacji wynika, iz sa dwie grupy osob, jedna uwaza, ze bardzo dobrze, ze jade. Tak trzymac, to moja szansa, okno na swiat, itd. Druga grupa z kolei twierdzi, ze nie powinienem jechac, ze tutaj mi dobrze, ze mam przyjaciol, ze jak wyjade to juz nie wroce, ze "pale za soba mosty"... Ja rozumiem rozgoryczenie... ale zawsze po zadaniu pytania osobie z drugiej grupy "czy Ty na moim miejscu zaprzepasci-lbys/-labys taka szanse" pada odpowiedz negatywna. Wiec naprawde nie ma sie nad czym zastanawiac...
..pozegnalnych imprez... W sumie 10 osob, najsamwpierw pilismy na walach Wiselki, potem dwie sie odlaczyly i poszlismy do mnie do domu. Po jakiejs godzince nastepne 2 osoby musialy odejsc. W miedzyczasie doszedl jeszcze jeden kumpel, przyjechal samochodem, hehehehehe, i przywiozl ze soba 0,75 Absolwenta. Pil rowno, nie opuscil zadnej bani, potem wzial kluczyki i pojechal do domu, heh... Zostalo nas szesciu hardcore'owcow... pilismy tak gdzies do drugiej (chyba, nie pamietam) - potem dokladnie polowa poszla spac. Druga polowa, to jest ja, Bartek i Radek spoczelismy w kuchni i zaczely sie chore rozkminki. Tak chore jak to tylko mozna sobie wyobrazic :-/ I tak gadalismy gdzies do 4:30, po czym skierowalismy sie do lozek. Niestety, pan R. zaczal wymiotowac. Moj dom, ja gospodarz. Trza na strazy stac. Otrul sie biedak, heh, kazdemu sie zdarza (a bratu to juz najczesciej, hehehe). No i siedze tak przy nim, nasluchujac przy toalecie jak sie trzyma, do tej pory :-/ Zdazylem juz calkowicie wytrzezwiec... pewnie pomogl kontrolniak* jakies pare godzinek temu, hehe... wlasnie stoje przed dylematem czy klasc sie wogole dzisiaj spac, moze naprawde lepiej byloby dotrwac gdzies tak do 16-17 i potem spac do 6-7 nad ranem dnia nastepnego... tylko czy wytrzymam? Dawno nie robilem takich akcji, ostatnio chyba z pol roku temu, jeszcze w biurze u ojca :) Sie zobaczy... tymczasem moj przyjaciel chyba zasnal przy sedesie, biegne sprawdzic co jest grane...
*kontrolniak - naumyslne spowodowanie odruchu wymiotnego, najczesciej za pomoca dwoch palcow, wskazujacego i srodkowego.